BARDZO PROSZĘ O NIE KOPIOWANIE TREŚCI ZNAJDUJĄCYCH SIĘ NA BLOGU, PRÓCZ CYTATÓW, FRAGMENTÓW PIOSENEK LUB ZDJĘĆ.

piątek, 6 lipca 2018

Nasiąkam codziennością gubiąc myśli o Tobie. Tak lepiej i szybciej uciec od tego za czym tęsknię. Wiem, że nikt nie zrozumie mojego przerażenia. Wiem, że Ja nie zrozumiem czyichś lęków. Nie chcę się w Ciebie wtulić, nie chcę w nikogo innego. Nie chcę wybierać numerów z telefonu i się rozłączać, rozmawiać, szukać zrozumienia. Płakać w samotności też już nie chcę.


I myślę, że Tobie obojętne jest czy na Twoim grobie płonie znicz.

niedziela, 21 maja 2017

I że cię nie opuszczę

Śniłeś mi się Alex.  Z utęsknienia i nieobecności. Z niepokoju o nasze jutro.

Być może zbyt rzadko do Ciebie dzwonię. Być może zbyt mocno do Ciebie tęsknię. 
Być może wiem, że gdy upadnę, Ty zawsze gdzieś będziesz, w tym wielkim świecie, gdzie słowa pływają nad naszymi głowami zderzając się z pięknem chwili, by dać mi plaster na rozcięte serce. 

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Ponownie

To było wczoraj, za rogiem na końcu ulicy. Wydawało mi się, że w tym szarym świecie moje serce jako jedyne pulsuje karminem. Obija się boleśnie o żebra, jak zwierzęta  w klatkach w ZOO, czyhające na każdą możliwość ucieczki. Tak, zdecydowanie wczoraj, za rogiem na końcu ulicy, w cieniu kamienic, powodującym że czuło się jeszcze w powietrzu zimę, ponownie uwierzyłam w swoją wyjątkowość. Spać potem nie mogłam, przez jedną krótką noc, której znaczenie urosło do rangi cierpień werterowskich. Myśleć, jeść, skupić się. Niemoc zadrą wbiła się pod paznokieć palca wskazującego i kłuła boleśnie przy porannym smarowaniu bułek. Móc, potrafić, chcieć ponownie pisać. Zatęsknić, nie na chwilę i czas wiosennej burzy, po której błękit wymazuje wspomnienia ale na codzienność. Wypełnić pustkę słowami których ktoś zapragnie. Więc oto jestem, nie naga i nie obdarta do rozedrganych mięśni, myśli i uczuć. Jestem, codzienna, okryta warstwą pozimowej sadzy i rzeczywistości. Przesuwam w palcach paciorki różańca, rozchylam wargi w modlitwie wieczorami a pod osłoną nocy analizuję westchnienia przeszłości.


Wiesz Alex, już nie zaciągam się dymem tytoniowym i nie topię rozczarowań w kieliszkach wina. Nie płaczę nocą w osamotnieniu, wbijając sobie do krwi paznokcie we wnętrza dłoni.  Nadal jednak tęsknię, (nie)obca Ja.

piątek, 10 czerwca 2016

Ludzie się zmieniają Alex. Kupują nowe auta, domy, miłość. Nocą dławią się samotnością updateując swoje facebookowe konta o kolejną porcję postów które nikogo nie obchodzą.
Kiedyś chorowało się nieuleczalnie na raka, gruźlicę i polio. Potem pojawiły się choroby zawodowe. Teraz umieramy na znieczulicę, otępieni zawsze zbyt małą ilością alkoholu

środa, 28 października 2015

Zbyt rzadko mówię "kocham"

Nigdy nie chcę zapomnieć o radości z pierwszego śniegu, zbierania kasztanów jesienią, słuchania muzyki z zamkniętymi oczami.

I nawet gdy dłonie pomarszczy mi czas, niezmiennie będę się uśmiechać budząc przy Tobie.


niedziela, 16 sierpnia 2015

Johnny


Te wszystkie poranki, popołudnia, wieczory, gdy leżymy zwróceni do siebie twarzami a w Twoich oczach tonie każda z moich wątpliwości. 
Te wszystkie pocałunki w usta, nos, policzek, ramię, szyję czoło. 
Każdy wręczony drobiazg. Wykrzyczany zarzut. Wypłakana łza. 
Każda wspólna podróż i choroba. Chmury, które leżąc obok siebie, gonimy po niebie wymyślając im kształty. 
Prozaiczne rozmowy. Powitania, pożegnania, pytania, przemilczenia. 
Te wszystkie wspólnie zjedzone śniadania i zobaczone filmy. 
Momenty upojenia dwóch nabrzmiałych podnieceniem ciał. 
 I kiedy w ciemności nocy nie czuję Ciebie obok - niespokojna zasypiam.

(Nie)doskonałość nosi Twoje imię.


Na nowo się w Tobie zakochuję.




Z siedemdziesięciu uderzeń serca na minutę każde jest dla Ciebie

20140720

Zazwyczaj wracając po dwóch głębszych do domu odpływam. Obraz mija mi przed oczami, nie rejestrowany w żaden sposób. Przypominam sobie wszystkie piękne wieczory, tę pierwszą miłość,a potem każdą następną, inną, nie gorszą. Żałuję wielu straconych kontaktów. Dzieciństwo widzę. I to za czym tęsknię i czego się boję. 

Wchodzę na znajome schody i znajome podwórko, błotniste, z wystającą studzienką kanalizacyjną. Pokonuję mój ganek i nie wiem czy mogę się tu jeszcze czuć jak u siebie, czy już powinnam obco ?

poniedziałek, 2 czerwca 2014

we might be dead by tommorow

Słowa które miały nie przyjść i przyjść nie chciały.
Grzeszne spojrzenia, wyniesione w ciszy ku prawicy Nieistniejącego by je pobłogosłwił. 
Największy który nie istniejesz, masz przed sobą wszystkie złamane marzenia, odsłuchane tysiące razy płyty, wypalone setki papierosów.


Czujemy pustkę, schorowani w kwiecie wieku. Tam gdzie mógłby tkwić choć cierń zezwalający nam na uzasadnione cierpienie nie ma nic. Nielotni, prawie przezroczyści, wyszarpujemy z siebie resztki drgań emocji, czkawkę zwaną zniesmaczeniem i pełnię goryczy spuszczamy w toalecie z wymiocinami. Żyć chcemy.. Tak bardzo. Tańczyć, podnosić się po upadku, kochać do szaleństwa i śmiać się gdy wiruje wokół alkoholowy świat.




niedziela, 29 grudnia 2013


upajam się smakiem kawy obok Ciebie
i codziennym przekonaniem, że mnie kochasz

myśli mam znowu ciepłe
te o Tobie

piątek, 18 października 2013

Okienko w którym mozna napisać wszystko: "natchnienie" gdzie jesteś szmato ?

Ten rodzaj zawstydzenia, kiedy przypomnę sobie, że już miało nie być nikogo innego. Połamane tysiące razy serce miało już być niezdolne. Uśmiech miał być połowiczny i codzienność smutniejsza. 

A przecież nikt mnie nie ukaże za to, że czynisz mnie szczęśliwą.
Za tęsknoty, niepokoje i motyle w brzuchu.

Moja prywatna Valhalla.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Gdy coś wymyka się z rąk, dłonie wcale nie stają się lżejsze. Gorycz i żal zapełniające puste miejsce ciążą.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Pięć papierosów

To takie smutne uczucie kiedy ci którzy mieli być i coś znaczyć stają się obcy. Kiedy słowa wypowiadane tyle razy w głębokim przekonaniu, tracą swoje znaczenie. Zawstydzają mówcę usilnie próbującego wymazać je z pamięci. Przyjaciele przestają być nazywani przyjaciółmi, bez względu na historię. Jak obcy ludzie z którymi jedynie rozmowa o pogodzie nie wydaje się sztuczna. I w głowie pozostają wspomnienia odrzucenia, niezręcznej ciszy, braku tematu, nieodebranych telefonów i wszystkich drobnych zranień czy nawet zadrapnięć. Przecież nie trzeba noża w plecy, wystarczy brud na narzędziu zbrodni a rana będzie się jątrzyć i pozostawi bliznę. Nie ma znaczenia jak dużą, wystarczającą aby o niej pamiętać. Sinusoidy ludzkich relacji, zrywane więzy, odbudowywane zaufanie, miliony razy, po obietnicach żarliwych, dawanych samemu sobie, że już ostatni raz. Rozterki i rozczarowania. Małe kłótnie owijane w sceny melodramatu rodem z telenowel a potem uśmiechy obłudy i rozgrzeszenia. Ogień wypalający resztki nadziei i chęci. Na końcu cynizm.

Żałosna istota człowieczeństwa: zwierzęta stadne.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Nabrać dystansu
Nie myśl, nie czuj, nie mów

Nagrania "wdech, wydech" powtarzanego setki razy mi trzeba
Bo się duszę

wtorek, 30 kwietnia 2013

Lekkość niebytu sprowadza mnie do Ciebie.
Nie-oczekiwanie
Nie-przemyślanie
Nie-poprawnie


I dreszcz mam i uśmiech i grzeszny zawrót myśli
Nieujarzmione molekuły prawidłowości ludzkiego istnienia.

sobota, 27 kwietnia 2013

Bo co Ja mogę wiedzieć. Mam dwadzieścia parę lat a moimi życiowymi przekonaniami rządzą ideały. Cholernie mocno wierzę w to, że jeśli się kogoś kocha to poświęcenie przestaje nim być a staje się dawaniem czegoś w zamian za otrzymanie czegoś innego lub po prostu uszczęśliwienie drugiej osoby. Jeśli się kocha to na 120 % gdzie te 20% na plusie to świadomość, że już nikt inny i nigdy, że to jest osoba przy której moglibyśmy umrzeć. Milcząc zamknąć oczy w przekonaniu, że niepotrzebne są słowa.

Bo co Ja mogę wiedzieć. Nie było w moim życiu takiej osoby a może to Ja nie byłam dla drugiej strony taką osobą.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Znowu zacznę pisać. Już niedługo, jeszcze trochę. To kiełkuje.

Coraz później chodzę spać i coraz więcej myśli mam chorych. Jak rasowy twórca piję za dużo, klnę za często i rzucam przedmiotami. Brak mi jeszcze tylko odwagi by palić mosty i kraść konie.

piątek, 5 kwietnia 2013

wyliczanka

Bo najgorzej jest kiedy ktoś Cię porzuca.
I zostajesz z niesmakiem w ustach i śladem na twarzy po siarczystym policzku.

Po kilku latach masz kilka zdjęć i kilka wspomnień do których tęsknisz.
I milczysz uparcie w próbie przeczekania, aż przestanie boleć.

Nauka niemałżeńska:   nawet w przyjaźni nie gra się fair play.
Nauka życiowa: ludzie kłamią i są chujami, bez względu na to jak bardzo chcesz w nich wierzyć.

sobota, 30 marca 2013

Zmęczyło mnie staranie się wobec osób, które popychają moje plecy kiedy tylko się potknę, żebym upadła. Osób, które dyskredytują mnie jeśli nie jestem taka jak chcą żebym była i których nie obchodzi jaka jestem naprawdę. Osób, które okazują dobitnie rozczarowanie moją osobą kiedy tylko odmawiam.


Poradziłam sobie bez nich z epizodem depresyjnym, rozstaniem, odstawieniem leków i wizytą lekarską, która mogła zmienić mój cały pogląd na świat. Wtedy to oni nie spełnili moich oczekiwań. Nie jestem im nic winna.

czwartek, 14 marca 2013

Z lekkim szumem w głowie, stawiam stopy nad krawędzią.
Jestem tym pierwszym płatkiem śniegu, który spłynął po brudnej szybie autobusu nim zaczęła się zamieć.
Nie w porę, za szybko, zbyt intensywnie.

Zostało 24. Dzisiaj półmetek ?

niedziela, 17 lutego 2013

вдохновляют меня

Niewypowiedzianie słowa i te które padły, a których usłyszeć nie chciałam. 

Po bezdennej ciszy zawieszenia w złudnej próżni spełnienia powraca czucie. Zimno mrozi kłykcie, otulone Twymi dłońmi. Spokój i spełnienie odleciało na zimę do ciepłych krajów. I tylko dym z komina pozwala sobie na względną swobodę bycia w przestrzeni. 

Oddech mam zbyt płytki dla marzeń niespełnionych.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Boję się tych słów, które nie padły. Reakcji prozaicznych, w których kobiecym zwyczajem grzebię w poszukiwaniu drugiego dna. Boję się spojrzeń bez iskry ciepła, gniewu, nawet zaprzeczonego, poranka, w którym dostrzeżesz moją niedoskonałość. Boję się zachowań, swoich, nieistniejących, na nieistniejące sytuację, do których doprowadzać nie chcę. Boję się, że za bardzo.

I pustych plaż z przyszłości, bez śladów naszych stóp na piasku.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Pamiętaj mnie

Jesteśmy zbyt skomplikowane, obydwie. Grzęźniemy w śliskim błocie, okrytym dwudniowym śniegiem. Pijemy za mało, śpimy niespokojnie, uciekamy wzrokiem gdy mówimy o miłości. Nasze błędy pachną lizolem. Wzbudzając odruch wymiotny, gdy na kanapie matka dopiero co wyłożyła świeżą narzutę. Zadręczamy się drobiazgami, udajemy rozsądek wtedy, gdy najbardziej go brak. Zgubione w skonsumowanej i przemielonej na każdy możliwy sposób rzeczywistości. Chwytamy się kurczowo czegoś co nie da nam utonąć i ciągniemy razem z nami na dno.

Nikt nam nie obiecywał semantycznego świata.

niedziela, 15 lipca 2012

Do Ciebie piszę dzisiaj

Wieczorami, nasiąknięta używką lubię ubierać zrobioną z t-shirtu bokserkę i figi. Loki związuję w koński ogon na czubku głowy.

Jestem tą w klatce.
Cała przezroczysta w tlen i myśli, prześwitujące na mym ciele.
Chcę byś mnie dotknął.
Przylgnąć do Twojego ciała niecierpliwymi biodrami.
Zamknąć oczy i upajać się dreszczem ekstazy.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Przyszłam nocą. W sukience, boso. Krople potu rosiły kark, pod rozrzuconymi w nieładzie włosami.
Zgrzyt klucza przekąsem przerwał letarg.

Stanęłam nad Tobą. W sukience, cicho. Światło latarni rzucało cienie na Twoje zamknięte powieki.
Wchłonęłam Twój zapach po raz ostatni.

Wyjęłam nóż. W sukience, zdeterminowana. Krzyk uwiązł ci w gardle nim iskry zgasły w orzechowych oczach.
Wycięłam ci serce, by było moje na zawsze.

Teraz nasze love story będzie trwało wieczność.

niedziela, 29 kwietnia 2012

TÊTE-À-TÊTE

Zastanawiający jest dualizm odczuwania w trakcie masturbacji.

Uwielbiam seks, uczucie kiedy jestem wypełniana, kiedy wchodzi we mnie na przemian delikatnie i brutalnie. Uwielbiam być pieszczona oralnie i brać w usta twardy członek, a potem czuć jak wytrysk uderza o moje podniebienie. Mokre od potu ciała, jęki i ostry zapach seksu w powietrzu.

Z masturbacją jest inaczej. Sposób jej odczuwania jest inny. Błądzę dłonią po naelektryzowanej podnieceniem skórze, skupiam się na przemian na odczuwaniu faktury pod opuszkami i tym jak pobudzający jest dotyk. Jakbym była dwoma osobami w jednym momencie. Pieszczę piersi, twardniejące sutki, czuję wilgoć na palcach, gdy zagłębiam się w swoje łono. A potem, pstryk, przełącznik postaci. Dotyk doprowadzający do rozkoszy i przyspieszonego tętna nie jest moim dotykiem. Eksplozja dreszczy wędrujących po całym ciele. Upojenie orgazmem. Mięśnie tężeją, ciało się napina i opada po spełnieniu. Znowu jestem jednością.

To coś mistycznego. Moje Ja, rozpołowione na dwie cząstki, z osobna odczuwa każdą sekundę przyjemności.

niedziela, 12 lutego 2012

czasem boli

żyletka poziomem tkwiąca w przełyku
krwią wędruje znacząc ślady
kolejne powłoki mięsa rozpoławia
przy każdym hauście tlenu


na bezdechu cię kochać muszę

a gwiazdy wirują przed oczami

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kręgi na wodzie

Milczę chłonąc spokój, samą obecność obok, wyznaczającą granicę pomiędzy dniem i nocą. 
Za ścianą krzyczy obdarta do żywego mięsa codzienność.  
Myśli nasiąkają prostotą emocji. 
Chwile prostotą trwania.

Patrzę na Ciebie i nie wiem, czy możesz mnie uczynić swoją jeszcze bardziej. 
Za horyzontem constans roztacza równiny. 
Doszedłeś do Jego linii.

piątek, 30 grudnia 2011

Wściekam się, by poczuć osiadające kryształki nadmiaru fenyloetyloaminy w żyłach.

Prawie jak z zakochaniem.

sobota, 17 grudnia 2011

Prywatnie

Gwiazdy mnie pieszczą zawrotem głowy, gdy wsuwasz język między moje rozchylone usta. Przygryzam miękkość mięsa. I chcę wchłonąć uczucie zespolenia. Ten jeden moment, gdy próżnia wciąga mnie w swój bez-wymiar. Dreszcz wędrujący od podbrzusza rozbija się o strukturę kości miednicy. Wędrówka płynnego ruchu, rozleniwieniem zlepiającego nasze biodra. 

I czuję na plecach każdy z palców, twojej rozczapierzonej dłoni, z osobna.

sobota, 10 grudnia 2011

Uciekać czasem.
Trochę dalej niż na odległość niespełnionych marzeń.
I wierzyć, że za którymś razem się nie wróci.

Epileptyczne ataki rozczarowań.

środa, 7 grudnia 2011

Nie-fizycznie

Jest pierwszy śnieg.
I szron maluje pod na wpół przymkniętymi powiekami znajomy obraz.
Słowa, gesty, tabun jęków i nadziei.

Słucham Twojego oddechu, gdy śpisz obok.
Między nasze ciała, wędrując po nagości skóry,  wkrada się wtedy moje szczęście.

czwartek, 24 listopada 2011

Zaczyna się robić zimno

Szadź pokryła neurony.
Powolnieją atomy rozbijane o krwistą siatkę płuc.

środa, 16 listopada 2011

Pudełko marzeń

W moim życiu obowiązują zasady, które sama tworzę.
Dla innych mogą być niezrozumiałe i nieakceptowalne.

Mogłabym za nie przeprosić, ale to jak przepraszanie za samego siebie.


Nie lubię tych nocy gdy myśli wywołują nawałnicę słów.
Otulającą gęstą mgłą.
Uniemożliwiającą zasypianie.

Kocie łby na podwórku śmieją się ze mnie.
I jest tak zimno.

(Nie)spadająca Gwiazdo, podaruj mi życie jak z bajki.

niedziela, 6 listopada 2011

Gdzieś obok

Targ pachniał jesiennymi jabłkami, zrywanymi o poranku, kiedy zmarznięte dłonie kostnieją i nie pomaga nawet dmuchanie w nie. Kilka straganów, termosy parujące kawą, potencjalni kupcy. Owinęła się mocniej płaszczem, przeciskając przez rozentuzjazmowany tłum. Niedopałek zgasiła czubkiem buta. Stał tam, jak co wtorek. Wciśnięty w kąt placu, pomiędzy warzywniaki. Stał jego kramik, bo on sam, dziadunio pamiętający wojnę i komunę spoczywał na zydlu przy wystawionych „dobrociach” krzyżując ręce na piersi. Wypełniony bruzdami owal twarzy kiwał się lekko, wraz z wtopionym spojrzeniem bystrych, mimo wieku, oczu. Co rusz marszczył powoli nos, unosząc wąsa, wzmagając wypiętrzenie zmarszczek na czole i z niezmiennym zdziwieniem obserwując świat otaczający starcze Jestestwo. Pochwycona w locie myśl zwabiła tęczówki wylane syropem klonowym ku stałej klientce. Uśmiechnęła się na myśl zbliżającej się konwersacji. Spowolniła krok czyniąc chwilę nieznośnie przyjemną. Wyczekiwaną, jak pierwiosnki. W końcu stuknęła obcasami zatrzymując się przed jarmarcznym stoiskiem, jak miała w zwyczaju nazywać je na własne potrzeby. Dżentelmen z klasą podniósł się z siedziska, wspierając zniszczoną pracą dłoń o blat. Wymienili grzecznościowe zwroty, spojrzenia, uśmiechy. Kilka słów o pogodzie, o nadchodzącej zimie, żółcieni opadających liści, wieczorach z książką w ręku. On jak zwykle zapytał jak się czuje, ona jak zwykle odpowiedziała, że dobrze. Jak zwykle zamilkli równocześnie, rozpoczynając rytuał. Metalowa szufelka zanurzyła się w mieszance zasuszonych owoców, liści i skórki pomarańczy. Tradycyjnie dodał coś od ciebie, związał foliowy woreczek, podał kwotę zapłaty, polecił nowe herbaciane smakowitości. Wiedział, że odmówi, zawsze kupowała ten jeden określony rodzaj. Kiedyś omamiona złudną intymnością chwili, wyznała mu, że ta herbata ma dla niej zapach spokoju, że tak pachnie ulga, gdy dosypie się do niej nieco imbiru. Nigdy więcej nie rozmawiali już w ten sposób. Ale on wiedział, rozumiał. Wyobrażał sobie jak siada z kubkiem w dłoni, nachyla się nad nim i pochłania własne iluzje głębokim wdechem. Jak parzy język drobnymi łykami i odchyla głowę przymykając oczy. Balsam dla duszy za 2 złote. 
Skłonił się dziękując za zapłatę. Licho tknęło struny głosowe.

- Dobrze Pani wygląda, coraz lepiej Pani Anito.

Odruchowo poprawiła chustkę przysłaniającą, ledwo co odrastające na bladości czaszki, włoski będące niczym wątły puch. Nie odpowiedziała, jedynie uśmiech spoił się z kącikami jej ust, gdy znikała, z dumnie uniesioną głową, w tłumie.


Niezwykłość tkwi w prostocie zwyczajności. Niedostrzegalnej pryzmatem współcześnie przyjętych norm.

poniedziałek, 24 października 2011

Westchnięcie niecierpliwości

Jesienne dominacje pościelowej muzyki.
Gorącej malinowej.
Targanym wiatrem szalikiem.
Upartego kataru.
Kubków w zlewie, czekających na umycie.

Nie dziś.
Nie jutro.
Środowo - czwartkowe wolne uzbroiłam po zęby w obowiązki.

Małymi literami nadziei prawdziwy relaks widnieje w kalendarzowych wieczorach.
Oby.

niedziela, 2 października 2011

W Twoim dotyku wiruje piekło.
I pochłania mnie  trzepot przyspieszonego oddechu.


Dedykowane.

poniedziałek, 26 września 2011

MSJ : Nie możesz być szczęśliwa
J: Bo ?
MSJ: Bo wtedy nie potrafię pisać


Gdy zapada zmrok nagrywam na dyktafon swoje myśli. Skrobią w niepomalowane drewno wpuszczając lęki w zasuszone słoje.

czwartek, 8 września 2011

trzydziesta piąta godzina

I znów kpina wymierza siarczysty policzek, za złudne poczucie ***.
Nie ma słów w pytaniach.
Nie ma odpowiedzi bez pytań.
Powoli przełykana ślina wędruje po mięsistych ścianach anatomii.
Bezgłośnie, by nie ujawnić upokorzenia.

poniedziałek, 5 września 2011

Nigdy więcej, wiesz ?

Odmoczyłam opuszki, stopy, mięśnie, kości. Ścięgna odchodzą mi płatami od reszty szkieletu. Woda dawno wystygła. Zdarłam warstwy skóry pumeksem, do krwi, plamiącej ją burgundem. Wciąż jesteś na mnie, w mojej głowie, swoim dotykiem, (nie)intymnością tamtej chwili.

Wybielić wszystko, wszystko usunąć. 
Chcę. Nie zawsze znaczy : potrafię.

niedziela, 4 września 2011

Chcę zlizać z twoich ust resztki dziecięcego oczekiwania, gdy wrócisz.
Chcę byś zlizał z moich ust resztki dziecięcego oczekiwania, gdy wrócę.
Kiedy ?
Do ojczyzny niedługo, do Ciebie nigdy. Chcę być Twoją kochanką, nie kobietą.
Jak zawsze ustalasz zasady.
Jak zawsze się zgodzisz, prawda ?
Tylko ubierz usta w bordo.

Jak zawsze.


poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Świadomość, że wkrótce upadniemy napawa moje kubki smakowe rozkoszną słodyczą.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Chodź się kochać

Ostatnim razem, gdy mnie dotknąłeś nie wydarzyło się nic. Nie rozwarły się niebiosa i nie nastąpiło Wniebowstąpienie. A złotego proszku nie wchłonęła moja skóra.
Było dobrze. Tylko tyle. Aż tyle. Dobrze tak, jak można się pieprzyć w dyskotekowej toalecie po alkoholu.
 
Ostatnim razem, gdy mnie dotknąłeś nie wydarzyło się nic. Nie poczułeś iskier rozplatających neurony, w Twoich opuszkach. I wydałam ci się mniej piękna niż dotychczas.
Było normalnie. Do bólu. Bez bólu. Wchodząc we mnie myślałeś o tamtej z bramy i o tym, że teraz między mną, a nią nie ma różnicy.

Doszliśmy oboje. Bez synchronizacji i wiekopomnych, bełkotliwych wyznań. Ciała uniosła fala orgazmu.
A mimo to podrzynając sobie gardła było w Nas niezapokojenie.
Jakie to smutne umierać niespełnionym. Bez szans na próbę naprawienia błędu.
Nożem do krojenia sera wydłubałam Twoje oczy. Noszę je jak breloczek. Teraz zawsze, gdy tylko zechcę będę mogła w nie spojrzeć.

- Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna...
- Hm ?
- Nie, nic
- Przykre, patrzeć na Twoją naiwność

wtorek, 23 sierpnia 2011

Pomiędzy obiadem, a deserem.

Kocham Cię za całokształt Twojej bezczelności, wymalowanej na twarzy, gdy tonem nie znoszącym sprzeciwu każesz mi się rozbierać.
Upadają mury, tysiące lat wierzeń i katorżniczych wyrzeczeń. Pyłem niesione nicości. A my wciąż trwamy na osi czasu, ziarenka piasku we wszechświecie. Cywilizacja.

Ty, Ja, nasi ojcowie, matki czy dziadkowie. A może potencjalne dzieci i wnuki. Umrzemy, wszyscy umrzemy, pół główki od szpilki w wiekopomnej historii świata.

I nawet jeśli Wszechświat zdąża do samozagłady lub nieskończoności, znaleźć się tu i odejść nagle, jest wygraną na loterii.

sobota, 20 sierpnia 2011

Miałeś nabrzmiałe pożądaniem malinowe usta, nazbyt kobiece jak na mężczyznę, gdy niecierpliwym ruchem zamknąłeś mnie w swej ogromnej dłoni. Przyzwoliłam na to, czułkami badając każdą wypracowaną bruzdę, na której perliły  się kryształki potu. Uczucie ruchu, zmiany położenia, westchnienia jak morskie huragany, miarowe kroki, siłą tsunami odrywające mnie od stabilności podłoża. Zatrzepotałam prawym skrzydłem, śladem pyłu malując fragment Twojego opuszka. Gorąc, światło i zapach zieleni obezwładniły moje zmysły, gdy na powrót rozwarłeś palce. Łąka brzęczała pracą innych owadów, w obecności których zwracałeś mi wolność. Wiedziałeś, że motyl w odosobnieniu kona. Miłość zaklęta w akcie łaski.
Nie czekając na więcej dałam się ponieść na wietrze. Byłam przecież motylem, byłam Twoim wspomnieniem.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Dzisiaj po raz pierwszy, od kilku tygodni, miałam naprawdę wolne popołudnie. Wiosenna zieleń nasycona słońcem przytłumiła swą intensywność. Ławki w parku zajęli spacerowicze. Nabyłam lody. Pięcio-gałkową zachłanność przypłaciłam brudnym topem i spódniczką. Było warto. Pozwoliłam sobie na zakupowe szaleństwo w "Tabakko". Delektując się wyborem papierosów niedostępnych w Polsce. Zsunęłam ze stóp buty i chodziłam boso po trawie, nie dbając o konwenanse. To wszystko za mało.

Miejski zgiełk, nawet ze słuchawkami w uszach, był zbyt irytujący. Pośród niego, złotym kogutem na szczycie, zaznaczał swe istnienie ewangelicki kościół. Martinskirche.
Tysiące przebrzmiałych modlitw, zamkniętych w chłodzie murów. Monumentalność fundamentów biegnących ku sobie, by spoić się w sklepieniu kolebkowym. Nadgryzione zębem czasu drewniane ławki. Ogromny krzyż z konającym Jezusem, w którego statystycznie wierzy 95% polskiego społeczeństwa.
Weszłam po kamiennych schodach na chór. Bezczelnie zasiadłam przy wiekowych organach. Wyprostowane plecy, głęboki wdech, zapach kadzidła wciąż unoszący się w powietrzu. Wśród tej sakralnej ostoi spokoju otworzyłam książkę i wchłonęłam uciekające minuty. Ponownie zachwycona wszechświatem, ukazanym mi oczami Dawkinsa w "Rozplataniu tęczy".

Jestem niewierząca. Moje naukowe i wnikliwie analityczne podejście do świata, czyni ze mnie ateistę do szpiku kości. Moje zasady i przekonania nakazują mi odrzucić dogmaty jakiejkolwiek religii.
Moje zamiłowanie do architektury i sporadycznego wyciszenia zmusza mnie jednak do wdzięczności za kawałek oazy, pośrodku dziczy i pędu codziennej egzystencji.



PS: Brakuje mi Twojego zapachu, noszonego na nadgarstkach. Odurzającego oczekiwania i iskry nadziei.

wtorek, 19 lipca 2011

Z niezapisanych

Kiedy byłam mała, dawno, dawno temu, chciałam być Królową Śniegu. Na ogródku za domem był cieknący kran, który zimą tworzył pod sobą ogromną, lodową, zwężającą się ku górze rurę, ze szczeliną w środku. Gdy nocą zasypywał go śnieg, rano odgarniałam ten cud z namaszczeniem, a gdy topiło je słońce, oblizując niczym barwne szkiełka w kolorowym witrażu przydrożnej kapliczki, odczuwałam smutek i fascynację nieuchronnością.

Tak, dla niego chciałam być Królową Śniegu. Zatrzymałabym ten cud na zawsze, a to jak zatrzymać czas. Wszechpotęga tkwiąca w detalach.

Hej dziewczyno, masz rozmazaną szminkę

Znowu pada.
Znowu mam w głowie kogoś, coś, gdzieś, jakoś, słowa, zdania, rzeki.
I znowu piszę.
Nawet jeśli "znowu" niekoniecznie oznacza "tutaj".